PODSTAWY FILMOWANIA – W JAKI SPOSÓB TRZYMAĆ APARAT?

Filmowanie już kilka lat temu stało się dostępne dla niemal każdego. Do nagrania ciekawego wideo nie trzeba kupować ciężkiej kamery. Z powodzeniem wystarczy wyposażyć się w jeden z niewielkich bezlusterkowców Olympusa z serii OM-D. Przed nagraniem pierwszego materiału warto jednak zapoznać się z kilkoma przydatnymi poradami.


Bardzo ważnym aspektem filmowania - o którym należy powiedzieć na samym początku - jest sposób trzymania aparatu. To niezwykle istotne, bowiem wpływa to nie tylko na wygodę, ale także stabilność i jakość samego filmu. Przypadkowy chwyt aparatu sprawia, że urządzenie bardziej ciąży w dłoni. Utrudnia także wygodną obsługę pierścieni zmiany ostrości i ogniskowej.

Prawą dłonią należy chwycić grip bezlusterkowca kładąc kciuk na przeznaczonym do tego miejscu. Palec wskazujący powinien znaleźć się na spuście migawki lub przycisku „Record” umieszczonym tuż obok.

Lewą dłonią należy przytrzymać obiektyw chwytając go od dołu. Ma to spore znaczenie zwłaszcza w przypadku dużych i ciężkich obiektywów, ponieważ jeszcze bardziej wpływa na stabilność nagrania.

Takie ułożenie rąk sprawia także, że lewa dłoń ma swobodny dostęp do zmiany ostrości i zoomu. W ten sposób zyskuje się nie tylko wygodę filmowania, ale także możliwość manewrowania pierścieniami obiektywu i przyciskami aparatu.

Zobacz inne filmy

Odcinek 2 - Czy 4k ma sens? Co daje?

Odcinek 3 - 24, 25 czy 50 klatek na sekundę?

REKLAMA

CZY 4K MA SENS? CO DAJE TAK DUŻA ROZDZIELCZOŚĆ? CZY ZMIANY WZGLĘDEM HD I FULL HD SĄ ODCZUWALNE?

W ostatnich latach jesteśmy świadkami coraz szybszego rozwoju telewizorów i monitorów 4K. Niemal bez przerwy na targach elektroniki, a później także na sklepowych półkach pojawiają się ciekawe urządzenia wykorzystujące matryce z obsługą bardzo wysokiej rozdzielczości.

4K pojawia się obecnie już nie tylko w dużych telewizorach, ale także w niewielkich monitorach komputerowych i laptopach. Na rynku zadebiutowały już nawet smartfony z wyświetlaczami 4K.

Mimo wszystko, jak na razie liczba osób posiadających w domu wyświetlacz 4K nie jest bardzo duża, ale cały czas rośnie. Zapewne już niedługo to 4K stanie się standardem takim, jak teraz jest rozdzielczość Full HD.

Czym jest 4K?

4K to nazwa standardu wysokiej rozdzielczości filmów. To materiały, których dłuższy bok składa się z około 4 tysięcy pikseli. W przypadku standardowego formatu 16:9, 4K oznacza rozdzielczość dokładnie 3840 x 2160 pikseli.

Dotychczas najpopularniejszym standardem była rozdzielczość Full HD, czyli 1920 x 1080 pix. W przypadku 4K każdy bok ma dokładnie dwa razy więcej pikseli, a więc wspomniane 3840 x 2160. Po pomnożeniu, obraz nagrany w Full HD składa się z 2 073 600 pikseli, 4K to 8 294 400 pikseli. To dokładnie 4 razy więcej niż Full HD. Film jest więc znacznie bardziej szczegółowy, a detale na nagraniu jeszcze lepiej widoczne.

W ustawieniach niektórych aparatów możemy wybrać opcję kinowego 4K (C4K). W przypadku Olympusa E-M1 Mark II to 4096 x 2160 pikseli. To o ponad pół miliona pikseli więcej niż w standardowym 4K. Kinowe 4K jest bardziej panoramiczne i ma proporcje 17:9.

Wideo C4K w Olympusie E-M1 Mark II ma przepływność 237 Mbps. To bardzo dużo informacji o detalach, które są przesyłane z matrycy na kartę pamięci. Aby wideo mogło zapisać się poprawnie, musimy użyć odpowiednio szybkiej karty.

W przypadku nagrywania z najwyższą możliwą rozdzielczością w ciągu sekundy musi zostać zapisane prawie 30 MB danych. Olympus E-M1 Mark II umożliwia szybki zapis na kartach SD (UHS-II), dlatego nie ma tu najmniejszych problemów z wydajnością.

Jak wykorzystać tak dużą rozdzielczość?

Do odtworzenia filmu w 4K potrzeba oczywiście monitora lub telewizora przystosowanego do wyświetlania tak dużej rozdzielczości. Niemniej ważne jest jednak posiadanie sprzętu, który nagranie takiego filmu w ogóle umożliwi. Jednym z nich jest wypomniany Olympus E-M1 Mark II.

Co ciekawe, nagrywanie w 4K może być bardzo przydatne nawet w przypadku braku monitora zdolnego taki film odtworzyć.

Obraz 4K można bowiem przybliżyć cyfrowo w programach komputerowych już po jego nagraniu. Taki „cyfrowy zoom” w filmie może się przydać m.in. w przypadku fizycznego braku możliwości zwiększenia ogniskowej obiektywu podczas nagrania.

Film 4K można przybliżyć czterokrotnie, do rozdzielczości Full HD. W szczególnych przypadkach można zdecydować się nawet na dziewięciokrotny zoom cyfrowy, zmniejszając rozdzielczość do HD (1280 x 720 pix).

Nagrywając Full HD czterokrotne przybliżenie spowoduje spadek rozdzielczości do 960 x 540 pix. Taka wartość jest już zdecydowanie zbyt mała do komfortowego oglądania wideo.

Nagrywanie w 4K ma więc bardzo dużo zalet. Jedną z nich wykorzystamy nawet w przypadku braku odpowiedniego monitora czy telewizora.

Zobacz inne filmy

Odcinek 3 - 24, 25 czy 50 klatek na sekundę?

Wkrótce: odcinek 4 - Jak dobrać obiektyw?

REKLAMA

24, 25 CZY 50 KLATEK NA SEKUNDĘ? TO NIEPRAWDA, ŻE FILM NAJLEPIEJ WYGLĄDA W 24 KL/S. OTO CO DAJE SZYBKI FRAME RATE

Po ustawieniu odpowiedniej rozdzielczości filmu przychodzi czas na wybór tak zwanego „frame rate’u”, czyli liczby klatek wyświetlanych w ciągu sekundy.

Każde wideo jest w istocie jedynie pokazem kolejnych, nieruchomych zdjęć odtworzonych z odpowiednią prędkością. Im więcej klatek pojawi się w jednej sekundzie filmu tym obraz będzie bardziej płynny.

Kinowe produkcje od wielu lat były nagrywane w 24 kl/s i ma to związek jeszcze z epoką kamer analogowych, które również korzystały z tego standardu. Do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić i wydawałoby się, że wyższy frame rate wcale nie jest potrzebny.

Wiele bardziej dynamicznych scen aż prosi się jednak o zastosowanie większej liczby klatek na sekundę. To zdecydowanie poprawia płynność ruchu, dzięki czemu można dostrzec więcej szczegółów podczas akcji.

W aparatach i kamerach w Europie standardem jest 25 i 50 kl/s. W przypadku tej drugiej opcji na filmie pojawia się dwa razy więcej klatek w danej jednostce czasu, dzięki czemu dynamiczne sceny wyglądają znacznie lepiej.

Film nagrany z wyższym frame ratem można także bardzo łatwo spowolnić w postprodukcji uzyskując efekt slow motion. Nagrywanie w 50 kl/s pozwala na dwukrotne zwolnienie ruchu, co umożliwia jeszcze łatwiejsze dostrzeżenie szczegółów na wideo.

Trzeba jednak pamiętać, że frame rate jest związany także czasem naświetlania poszczególnych klatek. Standardowo przyjmuje się, że czas otwarcia migawki powinien być o połowę krótszy od frame ratu.
Dla 25 kl/s będzie więc to 1/50 sekundy, a w przypadku 50 kl/s poprawnie byłoby użyć czasu 1/100 sekundy.

Oczywiście w wyjątkowych sytuacjach można eksperymentować z innymi czasami naświetlania klatki. Podane wartości pozwalają jednak na pozbycie się uciążliwego migotania obrazu, który pojawia się czasem przy oświetleniu żarowym.

Warto więc zastosować się do powyższych porad i użyć trybu 50 klatek na sekundę. W ten sposób można nagrać znacznie ciekawsze filmy w ruchu.

Zobacz inne filmy

Wkrótce: odcinek 4 - Jak dobrać obiektyw?

Wkrótce: odcinek 5 - Stabilizacja w filmie

REKLAMA

JAK KREATYWNIE ZMIENIĆ PERSPEKTYWĘ W FILMIE? CZYM JEST I JAK WYKORZYSTAĆ EFEKT DOLLY ZOOM?

W fotografii i w filmie liczy się nie tylko aparat. Jest on w zasadzie jedynie podstawą budowania własnego ekwipunku.

Wiele początkujących użytkowników popełnia poważny błąd nie poświęcając uwagi pozostałym elementom wyposażenia fotografa i filmowca. Poza wyborem odpowiedniego aparatu ogromną rolę spełniają także obiektywy.


To właśnie one odpowiedzialne są za odpowiednie kreowanie obrazu, który pada na materiał światłoczuły aparatu. A to jest właśnie najważniejszy aspekt filmowania i fotografowania.

Obiektyw jest zbiorem kilku lub - nawet kilkunastu - bardzo precyzyjnie umiejscowionych soczewek, które w połączeniu w odpowiedni sposób zbierają i rzutują odwrócony obraz na matrycę aparatu. Dopiero później elektronika aparatu przewraca go na odpowiednią stronę i zapisuje gotowe zdjęcie. To jednak właśnie obiektyw w głównej mierze odpowiada za to, jak wyglądać będzie docelowa fotografia lub wideo.

Na rynku możemy wyróżnić co najmniej kilka rodzajów obiektywów, jednak najbardziej charakterystyczny podział to ten na obiektywy stało i zmiennoogniskowe. Tak zwane „stałki” mają niezmienną odległość (ogniskową) od punku załamania światła, do miejsca, gdzie promienie zostają skupione (ogniska).

W obiektywach zmiennoogniskowych wspomnianą odległość można regulować obracając odpowiednim pierścieniem. Tym samym zmianie ulega także perspektywa.

Przy niewielkich ogniskowych obraz wydaje się oddalony (szeroki), a przy większych jest zbliżony (wąski). Różnica pomiędzy minimalną, a maksymalną ogniskową, to tak zwany zoom, który szybko stał się jednym z ulubionych haseł producentów sprzętu fotograficznego.

Fizycznie niemal niemożliwe jest jednak stworzenie obiektywu, który przy każdej ogniskowej będzie zachowywał świetne właściwości. Właśnie dlatego producenci projektują „instrumenty” o pewnych zakresach ogniskowych.

Niezwykle ważne jest zatem nie poprzestawanie na zakupie jednego „standardowego zoomu”. Aby pokazać szczegóły oddalonego obiektu trzeba użyć obiektywu o długiej ogniskowej, zapewniającego „duże zbliżenie”. Do pokazania szerokiego planu przyda się z kolei obiektyw szerokokątny, czyli taki o mniejszej ogniskowej.

Kadr można także wypełnić fizycznie zmniejszając odległość aparatu i filmowanego obiektu. Stosując krótkie ogniskowe pokazuje się jednak znacznie więcej elementów na dalszym planie. Przy długich ogniskowych można zobaczyć znacznie mniej obiektów w tle, co pomaga wyodrębnić pierwszy plan.

Na dodatek dłuższe ogniskowe zapewniają mniejszą głębię ostrości, czyli zakres odległości, w których interesujący obiekt będzie ostry. To również pomaga w wyszczególnieniu głównego obiektu od elementów znajdujących się na dalszych planach.

Zmianę perspektywy przy różnych ogniskowych bardzo dobrze jest pokazać stosując tak zwany efekt Dolly Zoom, znany także jako efekt Vertigo lub efekt Hitchcocka. To właśnie ten brytyjski reżyser filmowy jako pierwszy zastosował go w filmie Vertigo w 1958 roku.

Jednoczesna zmiana ogniskowej i odległości aparatu od filmowanego obiektu daje bardzo niecodzienny efekt.

Warto bawić się zatem różnymi ogniskowymi zmieniając w ten sposób perspektywę. Dzięki obiektywom o różnych ogniskowych można pokazać nie tylko szeroki lub wąski wycinek sfery. Dużo łatwiej jest także kontrolować głębię ostrości skupiając uwagę widza na najważniejszych elementach filmu.

Zobacz inne filmy

Wkrótce: odcinek 5 - Stabilizacja w filmie

Wkrótce: odcinek 6 - Akcesoria

REKLAMA

STABILIZACJA W FILMIE. CZY W OLYMPUSIE E-M1 MAK II POTRZEBUJEMY DODATKOWYCH STABILIZATORÓW CZY WYSTARCZY WBUDOWANA STABILIZACJA?

Jedną z największych trudności podczas nagrywania filmów jest konieczność zachowania jak najlepszej stabilności aparatu czy kamery. Pewny i prawidłowy chwyt korpusu to tylko jedna strona medalu. Nikt przecież nie chce, aby obraz był niestabilny.

Niemal niemożliwe jest nagranie idealnego wideo „z ręki”. Oczywiście zawsze można skorzystać ze statywu, który zazwyczaj jest duży, ciężki i raczej nie umila popołudniowego spaceru w plenerze. Nie nadaje się także podczas nagrywania scen w ruchu.

Rozwiązaniem jest stabilizowanie aparatu bez użycia statywu. Przy profesjonalnych produkcjach filmowych zazwyczaj używa się wielu bardzo ciężkich i niezwykle kosztownych stabilizatorów, które - choć zapewniają niesamowite efekty - wcale nie rozwiązują problemu.

Na szczęście w korpus bezlusterkowca Olympus E-M1 Mark II wbudowano znakomitą, pięcioosiową, mechaniczną stabilizację obrazu. To w zasadzie cały system czujników, który w czasie rzeczywistym rozpoznaje ruchy ręki użytkownika i przeciwdziała nim przesuwając w odpowiednią stronę matrycę aparatu.

Rozwiązanie pozwala na ustabilizowanie nawet sporych wstrząsów. Nadaje się, więc nie tylko podczas statycznych scen, ale także dynamicznej jazdy na deskorolce lub samochodem.

Obecna w Olympusie E-M1 Mark II 5-osiowa stabilizacja obrazu jest dodatkowo wspomagana stabilizacją elektroniczną. Współpraca obu tych systemów zapewnia jeszcze lepsze efekty. Obraz jest stabilny podczas dynamicznych ruchów, nawet na długich ogniskowych.

Na rynku obecny jest także system optycznej stabilizacji obrazu wbudowanej w poszczególne obiektywy. Efektywność działania takiego rozwiązania jest jednak niższa niż w przypadku mechanicznej stabilizacji obecnej w Olympusie E-M1 Mark II.

Taka opcja stabilizowania obrazu jest również znacznie bardziej uciążliwa. Obiektywy wyposażone w tego typu rozwiązania są, bowiem większe i cięższe od wersji pozbawionych stabilizacji.

Warto również pamiętać o wyższych cenach obiektywów stabilizowanych. Taki wydatek, w przypadku zakupu kilku obiektywów nie jest akceptowalny przez wielu użytkowników. Przewagę ma, więc wbudowana w korpus aparatu stabilizacja mechaniczna.

Na rynku istnieje także inne, jeszcze bardziej zaawansowane rozwiązanie. Olympus IS-Sync to połączenie działania wydajniejszej stabilizacji mechanicznej, z mniej wydajną optyczną. Oba rozwiązania świetnie współpracują ze sobą znacznie podwyższając efektywność stabilizacji obrazu.

Korzystając z Olympusa E-M1 Mark II można osiągnąć, zatem świetne rezultaty. Bez zewnętrznych, zazwyczaj dość ciężkich i kosztownych stabilizatorów można nagrać bardzo dobrze wyglądające dynamiczne wideo.

Zobacz inne filmy

Wkrótce: odcinek 6 - Akcesoria

Wkrótce: odcinek 7 - Dobre wideo nie tylko w dzień

REKLAMA

AKCESORIA, KTÓRE POMOGĄ W NAGRANIU DOBREGO DŹWIĘKU W WIDEO

Rejestrowanie obrazu jak najlepszej jakości i wykorzystywanie coraz ciekawszych technik jest kwintesencją sztuki filmowej. Nie można zapominać jednak o dźwięku, jakże istotnym aspekcie każdego wideo.

Bardzo często użytkownicy decydują się na nagrywanie dźwięku za pomocą mikrofonów wbudowanych w aparat. Nic jednak nie zapewni tak czystego i wyrazistego dźwięku jak zewnętrzne rejestratory.

Wielu użytkowników aparatów sądzi, że urządzenia te są bardzo duże i ciężkie. A tak nie jest. W ofercie Olympusa znajdziemy co najmniej kilka rejestratorów, które zapewniają krystaliczną jakość dźwięku, a jednocześnie zaskakują swoimi gabarytami i wagą.

W szczególności warto zwrócić uwagę na dwa urządzenia, których użyliśmy do nagrania powyższego filmu. Mowa o rejestratorach Olympus LS-P2 oraz LS-14.

Pierwszy z nich to wyjątkowo kompaktowe urządzenie wyposażone w system trzech mikrofonów umieszczonych w jego górnej części. LS-P2 posiada także m.in. czytelny wyświetlacz, wbudowaną pamięć 8 GB, wtyczkę USB, gniazda słuchawek i mikrofonu, slot na karty SD oraz moduł łączności Bluetooth. Ten ostatni pozwala na zdalne sterowanie rejestratorem przy użyciu aplikacji na smartfony z Androidem.

W powyższym filmie do Olympusa LS-P2 podłączyliśmy zewnętrzny mikrofon krawatowy za pomocą gniazda jack. Dzięki temu mikrofon znajdował się tuż obok źródła dźwięku, który zapisywany był w pamięci wewnętrznej rejestratora.

Olympus LS-14 to nieco bardziej zaawansowany rejestrator, który umieściliśmy w sankach aparatu. Na górze znalazły się dwa mikrofony kierunkowe umieszczone pod kątem 90° i jeden centralnie umieszczony wszechkierunkowy.

Przymocowanie rejestratora do sanek aparatu pozwoliło wygodnie skierować jego mikrofony bezpośrednio w stronę źródła dźwięku. LS-14 oferuje linearny zapis PCM z trybami zapisu aż do 24 bitów i częstotliwością próbkowania aż 96khz. Jest więc to sprzęt nagrywający w rozdzielczości wyższej niż CD-AUDIO.

Wygodne pokrętło znajdujące się w dolnej części urządzenia pozwala szybko wybrać potrzebny nam tryb. Na przykład tryb Smart, który uwzględnia akustykę pomieszczenia i brzmienie źródeł dźwięku, aby automatycznie dostosować LS-14 do optymalnego poziomu nagrywania.

W ofercie Olympusa każdy znajdzie coś dla siebie. Zarówno bardzo kompaktowy LS-P2, jak i niezwykle zaawansowany LS-14 spełnią oczekiwania nawet bardzo wymagających użytkowników.

Zobacz inne filmy

Wkrótce: odcinek 7 - Dobre wideo nie tylko w dzień

REKLAMA

DOBRE WIDEO NAGRASZ NIE TYLKO W DZIEŃ. MOŻNA TO ZROBIĆ TAKŻE W SŁABYCH WARUNKACH OŚWIETLENIOWYCH

Większość początkujących osób nie decyduje się na nagrywanie filmów przy trudnych warunkach oświetleniowych. Zarejestrowanie dobrze wyglądającego wideo wydaje się wtedy bardzo trudne lub niemal niemożliwe.

Oczywiście jest to prawda, o ile decydujemy się na nagrywanie smartfonem lub prostym aparatem kompaktowym. Ogromne znaczenie w procesie naświetlania obrazu ma bowiem matryca i jej wymiary, choć nie tylko.

Od wielu lat głównym czynnikiem wpływającym na jakość nagranego wideo była wielkość materiału światłoczułego. Im był on większy, tym obraz wyglądał lepiej i zawierał mniej cyfrowego szumu, który najbardziej dokucza właśnie przy braku światła dziennego.

Dziś mamy na rynku coraz bardziej zaawansowane matryce, które znacznie lepiej radzą sobie z szumem. Niebagatelny wpływ dalej ma jednak ilość pikseli aparatu. Im jest ich więcej, tym szum daje się mocniej we znaki, choć nie jest już tak uciążliwy jak jeszcze kilka lat temu.

Bezlusterkowiec Olympus E-M1 Mark II wyposażono w bardzo zaawansowaną matrycę Micro Cztery Trzecie o wymiarach 17,3 × 13 mm. Specjalnie z myślą o tym modelu aparatu opracowano nowy procesor obrazu TruPic VIII oraz sensor Live MOS o rozdzielczości 20 Mpix.

Liczba pikseli jest więc odpowiednia do nagrania bardzo szczegółowego wideo z jak najmniejszą ilością elektronicznego szumu. Sporą zasługę w nagrywaniu świetnej jakości obrazu mają dwa czterordzeniowe procesory, które zapewniają także znacznie poszerzony zakres dynamiczny.

Niebagatelną rolę w nagrywaniu w trudnych warunkach oświetleniowych mają także umiejętności użytkownika. Oczywiście Olympus E-M1 Mark II świetnie radzi sobie nawet w trybie automatycznym, jednak najlepsze efekty można uzyskać samodzielnie decydując o parametrach ekspozycji.

Końcowy obraz jest bowiem efektem ustawień trzech kluczowych czynników, tak zwanego „trójkąta ekspozycji”.

Pierwszy z nich, czyli czas naświetlania decyduje o tym, przez ile czasu naświetlana będzie każda klatka filmu. Im jest on dłuższy, tym obiekty mogą być bardziej rozmazane.

Jak już wspominaliśmy w odcinku nr 3 („Co daje szybki frame rate”), standardowo warto zdecydować się na dwukrotnie krótszy ułamek sekundy, niż ilość klatek na sekundę. Przy 25 kl/s będzie to więc 1/50 sek., a przy 50 kl/s należy wybrać czas 1/100 sek.

Kolejnym parametrem jest czułość matrycy (ISO). Wyższe jej wartości pozwalają naświetlić większą ilość światła, jednak zwiększają ryzyko wystąpienia cyfrowego szumu. Warto więc wybrać jak najniższe ISO, najlepiej nie przekraczające wartości 800.

Trzecim elementem trójkąta jest przysłona. To niewielki, regulowany otwór wewnątrz obiektywu, który decyduje o tym, ile światła pada na matrycę. Duża wartość (np. f/7.1) przysłony to niewielka ilość światła, które zostanie „wpuszczone” do aparatu. Mała wartość (np. f/ 2.8) wpuści zdecydowanie więcej światła.

Warto jednak pamiętać, że - poza ogniskową – także przysłona decyduje o głębi ostrości. Im wartość przysłony jest większa (otwór przysłony jest więc mniejszy), tym głębia ostrości jest większa. Mniejsze wartości przysłony zapewniają małą głębię ostrości.

Obiektyw M.ZUIKO DIGITAL ED 12-40mm 1:2.8 PRO, z którego korzystaliśmy na powyższym filmie pozwala na ustawienie minimalnej wartości f/2.8. Nadaje się więc świetnie do nagrywania po zmroku.

Bardzo zaawansowany aparat Olympus E-M1 Mark II pozwala świetnie odwzorować nocną rzeczywistość na filmie. Gra świateł pokazana na wideo zaskakuje świetnym kontrastem, nasyconymi kolorami i brakiem szumu.

Umiejętne korzystanie z trójkąta ekspozycji w trybie manualnym pozwoli z kolei na dowolne regulowanie parametrów filmu. Korzystając z powyższych rad każdy może samodzielnie dostosować wygląd wideo do swoich preferencji.

Nagranie filmu w nocy jest bardzo łatwe, dlatego warto próbować osiągnąć coraz bardziej spektakularne efekty. Nie trzeba bać się eksperymentowania z parametrami naświetlania, nagranie filmu nic przecież nie kosztuje.

Zobacz inne filmy

Oglądaj także: odcinek 2 - Czy 4K ma sens?

Oglądaj także: odcinek 4 - Jak kreatywnie zmienić perspektywę w filmie?

REKLAMA

ŚWIATOWY DZIEŃ FOTOGRAFII

Mogłoby się wydawać, że era fotografii rozpoczęła się zaledwie kilkanaście lat temu. Dzisiaj prawie każdy ma smartfona z aparatem, dzięki któremu może robić setki zdjęć w dowolnej chwili. Smartfony umasowiły fotografię i sprawiły, że stała się ona nie tylko domeną zawodowców, lecz także elementem życia każdego z nas. Ale nim to nastąpiło, fotografia musiała przejść długą drogę.

Historia fotografii sięga początków XIX wieku. Choć może wydawać się to wręcz niemożliwe, już w 1826 roku francuski fizyk i wynalazca Joseph Nicéphore Niépce, po ponad 10 latach pracy, zarejestrował pierwsze udane i trwałe zdjęcie, „Widok z okna w Le Gras”.


fot. Joseph Nicéphore Niépce / domena publiczna


Jak to zrobił? Fotografię udało mu się naświetlić na dość sporych rozmiarów metalowej płytce pokrytej asfaltem syryjskim. Ta substancja chemiczna posłużyła mu za materiał światłoczuły.

Czas naświetlania jednego zdjęcia przy świetle dziennym był wówczas – jak na dzisiejsze standardy – niewyobrażalnie długi. Trwało to prawdopodobnie od kilku do kilkunastu godzin. Dzisiaj potrzebujemy tyle czasu, aby zrobić nocne fotografowanie śladów gwiazd na nieboskłonie.

Francuz nie miał również sprzętu, który choć wizualnie nawiązywałby do współczesnych aparatów. Do wykonania swojego pierwszego zdjęcia użył camera obscura, a więc znanego już znacznie wcześniej prostego przyrządu wpuszczającego światło przez niewielki otwór.

fot. Stefan Kühn / Wikipedia / Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported


Fotografia Niépce’a zdecydowanie nie zachwyca. Jest mało szczegółowa i mocno „zaszumiona”. Trudno się jednak temu dziwić. Wynalazca nie dysponował sprzętem, który dziś znajdziemy w sklepach za niewielkie pieniądze. Wówczas było to jednak wydarzenie bez precedensu, które na zawsze zmieniło sposób, w jaki człowiek uwiecznia otaczającą go rzeczywistość.

Niépce był pionierem, który zapoczątkował erę fotografii. Całe swoje życie pracował nad doskonaleniem procesu robienia zdjęć. W latach 30. XIX wieku Niépce wraz z malarzem Louisem Jacquesem Daguerrem pracowali nad nową techniką wykorzystującą srebro, nazwaną później dagerotypią. Niestety pierwszy z wynalazców zmarł jeszcze w 1833 roku, a Daguerre, posiłkując się pozostawionymi przez Niépce’a notatkami, dokończył prace samodzielnie.

Dopiero obrazy utrwalone tym sposobem charakteryzowały się bogactwem szczegółów i dość dużą rozdzielczością. Dagerotyp nie wymagał wielogodzinnej ekspozycji, dzięki czemu w 1838 roku wykonano prawdopodobnie pierwsze zdjęcie człowieka w codziennej sytuacji. Przedstawia ono mężczyznę czyszczącego buty na jednej z paryskich ulic. Osoby będące w ruchu nie zostały uchwycone na fotografii ze względu na wciąż dość długi czas naświetlania.

fot. Louis Daguerre / domena publiczna

Technika dagerotypii stała się komercyjnie dostępna dopiero w 1839 roku. To zasługa francuskiego rządu, który wykupił prawa do wynalazku. Jednocześnie Daguerre został zobowiązany do ujawnienia swojej metody fotografowania, co zrobił 19 sierpnia na spotkaniu Akademii Nauk i Akademii Sztuk Pięknych w Paryżu.

To właśnie ten dzień uważany jest za symboliczny początek fotografii. 19 sierpnia obchodzony jest Światowy Dzień Fotografii.

fot. domena publiczna

To był dopiero początek. Technika, dzięki której powstało pierwsze zdjęcie satysfakcjonującej jakości, miała jednak poważną wadę – podzielenie się fotograficznymi dziełami sztuki było bardzo utrudnione.

Każdy artysta wie przecież doskonale, że tworzenie „do szuflady” nie daje takiej satysfakcji, jak możliwość zaprezentowania swojego dzieła szerszej grupie odbiorców. Odbitki dagerotypowe były niezwykle podatne na uszkodzenia i niemal niemożliwe do uzyskania.

Było to ogromna wada, zwłaszcza że dagerotypia była szczególnie popularna wśród portrecistów, do których chętnie udawali się przedstawiciele klasy średniej we Francji, Wielkiej Brytanii i USA. Fotografowane osoby pozowały przez kilka lub kilkanaście minut w bezruchu i oczekiwały trwałych i odpornych na uszkodzenia zdjęć. Fotografia wykonana techniką dagerotypii nie była w stanie im tego zapewnić.

fot. autor nieznany / domena publiczna

Na lepszą technologię nie trzeba było długo czekać. Już w latach 50. XIX wieku zastosowano tzw. mokrą płytę kolodionową, czyli kawałek płaskiego szkła pokrytego specjalną substancją chemiczną (kolodium).

Efektem pracy fotografa był negatyw, z którego można było wykonać dowolną liczbę odbitek. Fotografie zrobione przy użyciu kolodium były nieporównywalnie lepsze: bardziej plastyczne, zawierały mniej niedoskonałości i miały swój niepowtarzalny charakter.

fot. Roger Fenton / domena publiczna

Powyższe zalety dostrzegali także ówcześni fotografowie – nowa technika wyparła z rynku dagerotyp. Kolejne odkrycia doskonaliły proces tworzenia zdjęć i eliminowały wady naświetlania na mokrej płycie kolodionowej, ale ogólne założenia przez dziesiątki lat pozostały takie same. Chemicy eksperymentowali z rożnymi materiałami czułymi na światło (i przynajmniej na niektóre kolory) oraz kliszami fotograficznymi. Prawdziwa rewolucja wybuchła jednak dopiero w drugiej połowie XX wieku.

Mowa oczywiście o aparatach cyfrowych, które całkowicie odmieniły fotografię. Od strony technicznej zupełnie inaczej wygląda bowiem proces tworzenia zdjęć.

Światło co prawda dalej przechodzi przez obiektyw i otwór przysłony, rzutując na materiał światłoczuły, ale obraz nie jest już utrwalany na błonie czy kliszy. Wyłapuje go cyfrowa matryca.

Inaczej wyglądają także kolejne etapy tworzenia fotografii. Zamiast do ciemni zdjęcie trafia do przetwornika, który zapisuje je w formie cyfrowej na karcie SD czy w chmurze. Niepotrzebne jest więc inwestowanie w ciemnię fotograficzną lub wywoływanie zdjęć w zakładach fotograficznych i ciągłe kupowanie kolejnych filmów.

Fotografia stała się niemal darmowa i przede wszystkim łatwo dostępna dla amatorów, a proces tworzenia zdjęcia skrócił się nawet do ułamka sekundy. Te zalety mają niebagatelne znaczenie dla początkujących fotografów, którzy muszą często wielokrotnie powtarzać ujęcia, aby uzyskać zamierzony efekt.

fot. Bartłomiej Pawlak

Rozwinięciem tego można powiedzieć kopernikańskiego przewrotu w fotografii była miniaturyzacja, która pozwoliła na wbudowanie cyfrowych aparatów w telefony komórkowe. Choć miniaturyzacja wymogła uproszczenie budowy aparatu, by ten mógł zmieścić się w niewielkich urządzeniach, to jednak rozwój techniki pozwolił na udoskonalenie podzespołów, przez co jakość zdjęć robionych naszymi smartfonami jest więcej niż dobra. Tym samym fotografia nie tylko stała się darmowa, lecz także powszechna, gdyż obecnie każdy ma przy sobie aparat cyfrowy wmontowany w swojego smartfona.

Fotografia to sztuka i styl życia. Warto się w nią wkręcić!

Początki fotograficznej pasji zawsze są trudne. Bez ćwiczeń praktycznych na niewiele zdaje się czysto teoretyczna wiedza zaczerpnięta z poradników i filmów znalezionych w sieci. Tej dziedziny sztuki trzeba się nauczyć na własnych błędach.

Zazwyczaj droga początkujących pasjonatów wygląda podobnie. Spora część osób zaczyna od makrofotografii, by potem zainteresować się pozostałymi dziedzinami, i ostatecznie wybrać jeden lub dwa ulubione rodzaje fotografii.

Sam miałem podobne doświadczenia. Próbowałem swoich sił w wielu dziedzinach. Zostałem przy fotografii nocnej i fotografowaniu przy słabym świetle.

fot. Bartłomiej Pawlak

Dlaczego wybrałem fotografię nocną? Przede wszystkim dlatego, że jest dość trudna i stanowi pewne wyzwanie dla początkującego fotografa. Po drugie pozwala spojrzeć na zupełnie inny świat „oczami” migawki otwartej przez wiele sekund, minut czy nawet godzin. Po trzecie uzyskane efekty, nawet po dokładnym obliczeniu zamierzonego czasu naświetlania, potrafią wciąż zaskakiwać. Po czwarte fotografia nocna uczy korzystać ze światła zastanego, niezależnie od tego czy jest to latarnia uliczna, światła samochodów, blask Słońca odbity od Księżyca, czy światła obcych gwiazd podczas bezksiężycowej nocy.

[Jeżeli szukasz więcej porad na temat fotografii, zajrzyj na nasz specjalny serwis „Wkręć się co czwartek”, gdzie pokazujemy z Olympusem, co możesz zrobić swoją cyfrówką.]

Wybranie swojej ulubionej dziedziny wymaga jednak sprawdzenia się w wielu różnych sytuacjach i spędzenia z aparatem setek godzin. Bycie fotografem to nieustanne doskonalenie swoich umiejętności i dostrzeganie kolejnych postępów w nauce.

Jest tylko jeden problem. Fotografia bardzo uzależnia, a każde uzależnienie generuje koszty (konieczność ciągłej rozbudowy sprzętu) i wymaga poświęcenia jakże cennego czasu. Jednak mimo wszystko warto. Z każdą sesją, z każdym kolejnym zrobionym zdjęciem chcesz więcej i więcej.

Zobacz inne filmy

Oglądaj także: odcinek 2 - Czy 4K ma sens?

Oglądaj także: odcinek 4 - Jak kreatywnie zmienić perspektywę w filmie?

REKLAMA